Druga próba rekonstrukcji Golej

Andrzej Golejewski jako Henryk Sikora w serialu Ojcec Mateusz (2008).Fot. https://www.filmweb.pl/serial/Ojciec+Mateusz-2008-487834/episode/1/6
Andrzej Golejewski jako Henryk Sikora w serialu Ojciec Mateusz (2008).
Fot. https://www.filmweb.pl/serial/ Ojciec+Mateusz-2008-487834/episode/1/6

Tadeusz Łomnicki mówił, że Andrzej Golejewski (dyplom warszawskiej PWST 1976) jest w trójce najzdolniejszych aktorów, jacy wyszli spod jego ręki, ale kariery nie zrobi, bo nie umie w życiu kopać. Kilka ról, będących świetną zapowiedzią w Teatrze na Woli (m.in. słynna i bolesna dla twórców prapremiera Do piachu Różewicza), filmy i seriale, nagrody na festiwalach… W 1981 solidarnościowa sprawiedliwość wypędza Łomnickiego z TnW rękami kilku jego uczniów, pięć lat później teatr przestaje istnieć, Golejewskiegmu rozpada się też rodzina – opuszcza go żona z córką. On sam przenosi się do teatru w Lublinie, ale niebawem (1991) słyszy diagnozę: choroba afektywna dwubiegunowa.

Te losy i następną dekadę opisał „Golej” w SCENIE (2004 nr 4-5), w szkicu Teatr jako terapia i teatr jako antyterapia. Najważniejsze zdania tego tekstu tchnęły optymizmem: ”…wchodzenie w chorobę nie musi być drogą w beznadzieję” oraz „teatr może być terapią”. Za 10 lat oba okazały się nieprawdziwe. Znowu rozpad rodziny, znów bez teatru, noclegi na dworcach, myśli samobójcze. Próby walki, nawet studiów, okresy utraty pamięci i poprawy, wizje i koszmary na jawie, lęki… Cztery lata temu decyzja – dom pomocy społecznej.

*

W 2022 roku doszło do premiery filmu Hanki Brulińskiej o Golejewskim Drgania świetlików. Twórczyni jest lubelską aktorką, obraz powstawał przez długie lata. Pokazywano go już na ponad 30 festiwalach, także zagranicznych; zbiera nagrody i wyróżnienia, budzi żywe zainteresowanie i wywołuje dyskusje na otwartych pokazach – zwłaszcza, gdy bohater filmu bierze w nich udział.

Zaprzyjaźniony z nami aktor, dał się nakłonić na jedną jeszcze rekonstrukcję swego losu. Teraz też wpisał w nią wyznanie wiary w sztukę…

Redakcja SCENY

O moim malowaniu

Malarstwo było mi zawsze bliskie. Jako student warszawskiej szkoły teatralnej, zazdrościłem po cichu studentom ASP, z którymi mieszkałem w „akademiku“ przy Krakowskim Przedmieściu, talentu opanowania uniwersalnego języka. Nie odważyłem się wtedy nawet amatorsko rysować i malować, starałem się natomiast poznawać wielkich mistrzów i ich dzieła.

Byłem parę razy w Zachęcie na wspaniałej wystawie, przygotowanej przez Marka Rostworowskiego „Polaków portret własny“. W życiu aktorskim zetknąłem się z malarstwem Goyi w sztuce Gdy rozum śpi Antonio Buero Vallejo w Teatrze na Woli. Goyę grał dyrektor Łomnicki, w reżyserii Wajdy, a obrazy Goyi były wyświetlane na tylnej ścianie sceny. Wszystko to podziwiałem, ale nie rozumiałem wiele ze sztuki malarskiej. Po rozwiązaniu w 1986 roku Teatru na Woli, miałem wolną rękę i zatrudniłem się jako instruktor ds. teatru i filmu w Powiatowym Domu Kultury w Rawiczu. Wtedy zrobiłem pierwszy film krótkometrażowy Ku światłu (9 min), z moim scenariuszem i w mojej reżyserii. Ten film przygotowałem z malarzami, tworzącymi grupę malarską „Urbi et orbi“ – Antonim Suchaneckim, Romanem Dworakiem i Piotrem Kowalewiczem. Po tej współpracy, właśnie ci koledzy wciągnęli mnie w rysowanie i malowanie do pracowni Zbigniewa Łukowiaka, przy domu kultury w Rawiczu.

Andrzej Golejewski – Autoportret, Bojanowo – Rawicz, lata 90-te XX w.Rysunek z albumu Malarstwo i Rysunki Andrzeja Golejewskiego Aktora Teatru im. Osterwy, Karolinki – Goruszki 2020 r.
Andrzej Golejewski – Autoportret, Bojanowo – Rawicz, lata 90-te XX w.
Rysunek z albumu Malarstwo i Rysunki Andrzeja Golejewskiego Aktora Teatru im. Osterwy, Karolinki – Goruszki 2020 r.

Zdawałem na ASP w Warszawie, ale nie przeszedłem etapu prac domowych. Ten fakt nie ostudził jednak moich zainteresowań malarstwem. Zwiedziłem wtedy prywatne muzeum ucznia Jacka Malczewskiego – Vlastimila Hoffmana w Szklarskiej Porębie, oglądałem też jego obrazy w kościele w Średniej Szklarskiej. Zwiedziłem następnie Galerię Malarstwa Śląskiego w Muzeum Narodowym we Wrocławiu oraz monograficzną wystawę prac Artura Grotgera, w tym samym muzeum. Wracałem do Rawicza z tych eskapad prawdziwie przejęty i uduchowiony. Zobaczyłem wtedy kawał historii Polski, przetworzonej na obrazy pędzla wybitnych artystów. Poza tym, wyjeżdżałem z Rawicza do Muzeum Narodowego w Poznaniu, co dawało mi szansę zetknięcia z zasobami malarstwa Fundacji Raczyńskich z Rogalina.

W 1987 roku podjąłem pracę w Teatrze im. J. Osterwy, przeniosłem się do Lublina. Po niedługim czasie stan mojego zdrowia psychicznego zaczął się pogarszać. Pojawiło się jąkanie i zacinanie, musiałem poddać się terapii antynerwicowej. Teraz, spokojnie o tym myśląc, widziałbym przyczynę tego nerwicowego procesu w pogłębiających się chorobach, jak się niebawem okazało śmiertelnych, moich rodziców oraz w wymuszonym na mnie rozwodzie i kresie małżeństwa. Wtedy, a był to rok 1991, przymuszono mnie, ze względu na narastające wady wymowy, abym przeszedł na rentę inwalidzką. W tym samym roku urodziła się córka Magdalena, ze związku, który w przyszłości stał się małżeństwem w Lublinie. Wróciłem do Rawicza i ponownie zacząłem rysować i malować, znów pokonując duży opór, gdyż zobaczyłem monumentalną wystawę (ok 300 prac), Jacka Nowosielskiego, w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Jego obrazy rzuciły mnie z zachwytu na podłogę. Niebawem zaproponowano mi w Ze-
spole Szkół Rolniczych w Bojanowie realizację jednoaktówki Stanisława Grochowiaka Z głębokiej odchłani wołam, z tamtejszą młodzieżą. Po premierze, zrobiliśmy objazd po kilku szkołach średnich w Wielkopolsce. Uradowany sukcesem scenicznym, „w nagrodę“ wybrałem się do Warszawy, do Muzeum Narodowego, na wystawę nestora kolorystów polskich, Józefa Czapskiego. Było to dla mnie odkrycie prostoty malowania. W Królikarni poznawałem Ksawerego Dunikowskiego. Jednak nie jego rzeźby, lecz malarstwo – jakby chromatyczne zapisy scen zapamiętanych przez Dunikowskiego z Oświęcimia – wywarło na mnie wstrząsające wrażenie. W czasie pobytów w Rawiczu, pomagałem memu przyjacielowi, Romkowi Dworakowi w gospodarskich pracach. Któregoś razu, gdy łopatą wykonywałem roboty ogrodnicze, poczułem, że zaczynają mi drżeć ręce, potem całe ciało. Uznaliśmy z Romkiem, że muszę pojechać do znajomego psychiatry w Lublinie, doktora Kornackiego. Ten natychmiast skierował mnie na obserwację do kliniki i w wyniku badania, wykryto u mnie chorobę afektywną dwubiegunową. Zaczęto mnie leczyć solami litu. Ku przerażeniu mojej partnerki Urszuli, opuściłem Lublin – nie chciałem być z tą dożywotnią chorobą, kulą u nóg jej i naszej córki.

Uznałem, że moje miejsce jest w Domu Pomocy Społecznej pod Bojanowem. Miałem depresję, nękały mnie myśli samobójcze. Jednak dzięki życzliwości Dyrektora Stanisława Wałkiewicza, który – śmiem to powiedzieć – dbał o mnie jak o syna, po pół roku nasączania litem i tegretolem, nastąpiła poprawa. Okazało się, że mogłem spróbować zagrać w drugiej części serialu Dom, awansując tym samym w roli Gienka Popiołka na podporucznika MO w peerelowskim wydaniu. Powrót na plan filmowy był dla mnie bardzo trudny – zamiast normalnie chodzić, dreptałem w miejscu przebierając nogami, jak kogut na podwórku pośród kur. Reżyser Jan Łomnicki zgodził się na ujęcia ze mną w planie amerykańskim „do pasa“. Jednak grając scenę pod pomnikiem Adama Mickiewicza – we fragmencie obrazującym 1968 rok i zlikwidowanie inscenizacji Dziadów Kazimierza Dejmka – musiałem, jako dowódca pacyfikacji studenckiej dużo chodzić. Po rozpoczęciu kręcenia, dostałem propelera organicznego w tyłku i zacząłem chodzić po skwerze wokół Domu Studenckiego Dziekanka pełnym krokiem. Najpierw reżyser zbeształ mnie, że jestem oszustem, a następnie – po moim zapewnieniu, że nie wiem co się dzieje – uznał że potrzeba mi pracy. Kolejne sceny na Pradze z tej części serialu poszły mi już gładko. Wróciłem do DPS–u w Pakówce.

Moja przyszła żona skądś pozyskała informacje, że jestem na tyle sprawny, by wykonywać zawód aktora i zaczęła mnie „zasypywać“ telefonami. Zapraszała do swojego mieszkania w Lublinie, gdzie wychowywała naszą córeczkę Magdę. Rozpocząłem pracę w teatrze objazdowym Leszka Świcy, z programem poetyckim Skamandryci.

Po roku wróciłem ponownie na deski Teatru Osterwy, za dyrekcji Cezarego Karpińskiego. Zagrałem wówczas w Wiśniowym sadzie Czechowa rolę Piszczyka i w Balladynie rolę Grabca. Pojawiła się jednak „nawalanka”, bo na próbie sprzeciwiłem się dyrektorowi, który wtrącał się co rusz w reżyserię Pawła Łysaka, reżysera bardzo czułego na aktora. W wyniku tego zajścia, dyrektor zwolnił mnie represyjnie z etatu i zatrudnił gościnnie na zlecenie.W owym czasie (druga połowa lat 90 tych) odkryłem teatr Scena Plastyczna KUL. Wszystkie przedstawienia, które obejrzałem, bardzo we mnie zapadały. W miarę upływu lat i pracy w Lublinie, tytuły z przedstawień Leszka Mądzika zaczęły mi się układać w jedną całość. Z malarzy lubelskich podobały mi się prace byłego aktora po warszawskiej PWST, Tadeusza Kuduka. Powiedziałem mu kiedyś, że oglądanie jego obrazów trzyma mnie przy życiu, że są da mnie pełne nadziei. Teraz, kiedy oglądam jego album z wystawy na Zamku Lubelskim z 2017 roku, uważam że mam do czynienia z filozofem religijnym, wypowiadającym się w obrazach.

W swoim malowaniu, nie w rysunkach, szukałem własnej drogi. Nie twierdzę jednak, że w moich obrazach nie ma zależności duchowych od innych ludzi pędzla. Chciałbym się wykrystalizować w swojej malarskiej drodze, ale jestem trochę leniwy, a i są okresy, kiedy oddaję się książkom z zakresu historii i poezji. Rok studiowałem na malarstwie zaocznym w ASP we Wrocławiu (2015 – 2016) i ten rok zaliczyłem. Miałem wystawę prac z ASP w 2017 roku, w Bibliotece w Bojanowie. Mam także około 20 szkiców archiwalnych z Teatru im. J. Osterwy w Lublinie. Czekają, aby je namalować. Ostatnio byłem na wystawie malarstwa Edwarda Dwurnika w Muzeum Ziemi Rawickiem. Według mnie to wielki majster malarski. Studiowałem na ASP tylko rok, ale bardzo dużo dowiedziałem się o strukturalizmie w malarstwie, a właściwie przypomniano mi moją wiedzę z Technikum Hodowli Roślin, że cała rzeczywistość stworzona jest w strukturach biodynamicznych.

Po różnych, zmieniających życie, przejściach – wymuszone odejście z Teatru Osterwy, powrót do Bojanowa i pogrążanie się w fizycznym i psychicznym rozbiciu – podjąłem decyzję: od 4 lat jestem mieszkańcem Domu Pomocy Społecznej w Osieku. Mam tutaj maleńką pracownię malarską, korzystam z niej niekiedy bardzo intnsywnie. Ojcowie Franciszkanie z Sanktuarium w Miejskiej Górce wydali przed trzema laty album z reprodukcjami moich obrazów i rysunków. Nakład niewielki, ale moja wdzięczność jest ogromna. Wydawcy albumu, doświadczeni w więzi z Bogiem, powiedzieli że mogę reprodukować wszystkie podarowane im przeze mnie prace. Dlatego tę opowieść ilustruję swoimi malunkami. Zamieszczone w albumie prace są z różnych okresów mojego życia, są w nim prace z lat 90., są też powstałe ostatnio. Niektórzy spośród moich znajowych, którym podarowałem album, mówili, że są to prace psychodeliczne. Właśnie tak nazwała je między innymi dr hab. Małgorzata Stępnik z UMCS w Lublinie.

Kiedy zbierałem myśli do pisania tej opowieści o sobie, przypomniał mi się chyba ważny fakt sprzed prawie 50 lat. Pracę magisterską pisałem w 1976 roku, w warszawskiej PWST. Pisałem o ostatniej powieści Stanisława Ignacego Witkiewicza Jedyne wyjście – w formie trzyosobowej rozmowy umieściłem bardzo długą debatę o sztuce i filozofii sztuki, a najmniej o religii. Przypuszczam, że już wówczas czułem intuicyjny pociąg do sztuk plastycznych.

A aktorstwo? Przez prawie 10 lat leżało odłogiem, jak gdyby nie istniało. Z tego letargu w 2021 roku wyrwała mnie moja koleżanka, aktorka i reżyserka filmowa, Anna Brulińska. Stworzyła film dokumentalno–artystyczny pod tytułem Drgania Świetlików, uhonorowany międzynarodowymi nagrodami i wyróżnieniami na festiwalach, na różnych kontynentach. To jest film o mnie. I ja gram w nim siebie samego.

DPS w Osieku, dnia 01.10. 2022.

Andrzej Golejewski

Tekst W SCENIE 3-4 (111/112) 2022 STR 20

Ta strona używa plików cookie, aby poprawić przyjazność dla użytkownika. Użytkownik wyraża zgodę na dalsze korzystanie ze strony internetowej.

Polityka prywatności