Scena 3-4 (107/108) 2021

Scena 3-4 (107/108) 2021
Scena 3-4 (107/108) 2021

Spis treści

(Nie)pamięć
Lech Śliwonik – Ta nasza nad zmarłymi moc…

Ziemia i niebo
Wacław Oszajca – Hybrydy, centaury, chimery…

W kręgu słowa / 66 OKR
Michał Kurek – Recytatorzy: dużo dobrego,
tylko odwaga zdrożała
Marcin Michalski – Ptaki powrotne
Maciej Swornowski – Podróżujący samotnie

Teatr amatorski
Łukasz Drewniak – Renegocjacje (VI Relacje)

Balet
Elżbieta Pastecka – Sztuka wielkich wyzwań

Zapomniany bojownik
Anna Kuligowska-Korzeniewska – Sztuka a lud

Edukacja dla życia
Lech Śliwonik – Mój Profesor. O przemocy, o studiach, o życiu…

Portret artystki ludowej
O Wandzie Majtyce – opowieść wielogłosowa
Kartki z życiorysu Pani Wandy – oprac. Jerzy Kaszuba
Renata Cieślak i Maciej Bieszczad – Teatralna przystań w Ożarowie
Wiesław Paluch – Z Wandą Majtyką na planie filmu
Lucjan Cehl – Teatr Wandy Majtyki
Spektakle Wandy Majtyki – próby opisania

Sylwetki
Lech Śliwonik – Padré – ojciec teatru otwartego
Dwie rocznice i Gloria Jana Jabłońskiego
Rubinowy Kanclerz Franciszek Gałuszka

Odeszli
Henryk Malecha, Jacek Szczęk

Wśród książek
Anna Kuligowska-Korzeniewska – Głos z otchłani

Z archiwum
Ostatni taki jubileusz? O Teatrze Rapsodycznym

Noty
Przed jubileuszem Akademii Teatralnej
Norwidowskie laury po raz 20. Laureaci – teatr

Dokumentacja 2021
Teatry wiejskie – ZWYKI, Sejmiki, żywy teatr ludowy
66 OKR – doczytana księga

Trwanie

Niezwykły to był dzień. 10 października 2021 roku – w imieniu Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Pani Dyrektor Agnieszka Komar-Morawska dokonała aktu odznaczenia Towarzystwa Kultury Teatralnej – Złotym Medalem

Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis
Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis

Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Doniosłość wydarzenia spotęgowały moment i miejsce. Moment miał wymiar symboliczny – Salonem Poezji – Koncertem Laureatów wieńczyliśmy 50. rok prowadzenia Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego. Miejsce jak wymarzone – Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana, który dziesiąty raz oddał scenę nad-finałowi Konkursu. Gratulacje, kwiaty, wzruszenie… Na satysfakcję przyszedł czas później. Nie tylko na satysfakcję…

Przyszedł czas na refleksje… Pierwsza pojawiła się samorzutnie, w sposób najzupełniej oczywisty – oto pierwsze ważne uhonorowanie naszego stowarzyszenia. Bywały wcześniej słowa uznania, nagrody, dyplomy i przesłania, odznaczenia nie było nigdy. A przecież owo „wcześniej” to ponad sto lat obecności w polskiej kulturze. Czym była ta obecność, albo bardzo osobiście – za co my sami przyznalibyśmy sobie odznaczenie? Zdaje się, że tym, co w swoich dziejach zawsze możemy odnaleźć, było i pozostało trwanie. By rzecz uwyraźnić, pożyteczne będzie stworzenie językowej opozycji: trwanie i przetrwanie. Przetrwanie to utrzymywanie się przy życiu, przetrzymanie trudnego czasu lub sytuacji. Trwanie to wiara w przyszłość, pokonywanie przeszkód, wola osiągania celów. Nie o lingwistyczną zabawę zatem idzie, ale o sposób bycia w świecie.

Żeby trwać, trzeba najpierw – tu nieuchronny banał – narodzić się, zostać stworzonym. Narodziny naszego stowarzyszenia nastąpiły 9 kwietnia 1907 roku – po przygotowaniach, po zasięgnięciu opinii u autorytetów życia społecznego w zaborze austriackim, grono działaczy oświatowych powołało we Lwowie Związek Teatrów i Chórów Włościańskich. Istniało wtedy we wschodniej Galicji prawie sto wiejskich teatrów i to natchnęło myślą o stworzeniu swoistego, narodowego teatru włościańskiego, wyrosłego z tradycji ludu, a teraz mającego ludowi służyć niesieniem oświaty, naprawą obyczajów, rozwojem duchowym. Wszystko tworzono po raz pierwszy: biuro porad dla zespołów, kursy dla ich kierowników, wypożyczalnię kostiumów jako źródło utrzymania, czasopismo („Poradnik teatrów i chórów włościańskich”) jako pomoc repertuarową. Pobudzono ruch teatralny, potroiła się liczba zespołów, w 1914 roku grały w ponad 450 miejscowościach.

Okazało się niebawem, że jedne narodziny to za mało, by życie było pełne. Związek lwowski był pięknym zrywem, ale peryferyjnym. Gdy w roku 1918 odzyskaliśmy niepodległe państwo, jasne się stało, że czyn musi narodzić się w stolicy, jako projekt ogólnopolski. 22 czerwca 1919 roku utworzono Związek Teatrów Ludowych. Te same cele, te same potrzeby, więc i kroki podobne: kursy, pomoc doraźna, wypożyczalnia kostiumów, miesięcznik „Teatr Ludowy”. Nie było „miski soczewicy”, dwa stowarzyszenia „podzieliły się” patronatem nad regionalnymi związkami teatralnymi. Czytaj dalej „Trwanie”

Ta nasza nad zmarłymi moc… O dwóch rocznicach rozmyślania

tr
Znak Teatru Rapsodycznego

Jeszcze niedawno rocznice tego Teatru były przypominane w wielu mediach, uczelnie (zwłaszcza krakowskie i KUL) organizowały w różnych ”leciach” specjalne konferencje, TVP przyrządzała wspomnieniowe programy. Wszystko to było rodzajem spłacania długu za dziesięciolecie przemilczania sceny, którą skazano na niebyt, a która miała w swoich dziejach bohaterskie epizody, stworzyła osobny nurt zapisany w historii teatru, znalazła gorących zwolenników, była wzorem dla decydujących się na uprawianie sztuki słowa. Przypływ zainteresowania, owo spłacanie długu nie wzięły się znikąd. Powód był zupełnie oczywisty – jeden z artystów i współtwórców tej sceny został powołany na Stolicę Piotrową jako Jan Paweł II

Oczywiście, mowa o Teatrze Rapsodycznym – scenie, której aktorem był młody Karol Wojtyła. Wystąpił w okupacyjnych premierach, już wcześniej, w latach nauki w wadowickim liceum, zetknął się z Mieczysławem Kotlarczykiem – przyszłym twórcą tej sceny, a ich przyjaźń przetrwała dziesiątki lat. Wojtyła utrzymywał kontakty z Kotlarczykiem i wtedy, gdy był klerykiem, a potem księdzem i kiedy został biskupem krakowskim.

Teatr Rapsodyczny był konspiracyjną sceną, powołaną przez katolicką podziemną organizację Unia. Dał pierwszą, tajną premierę 1 listopada 1941 roku – rapsody z mistycznego eposu Juliusza Słowackiego Król-Duch. Zarazem była to pierwsza artystyczna obecność idei Teatru Słowa (taka była pierwotna nazwa grupy), inscenizującego wielkie dzieła polskiej literatury niescenicznej. Kilka lat później, wspominał tę premierę Tadeusz Kudliński: „Ciemna kotara, na niej zawieszona blada maska poety, czarny fortepian, na nim świecznik i egzemplarz Króla-Ducha, przełożony barwnymi wstążkami – to była całą dekoracja tego teatru. Wrażenie tego wieczoru było przejmujące; piękno arcy-poematu wycyzelowane, wyrzeźbione słowem, szlachetnie brzmiącym, wymuzycznionym; idea wyłusknięta jasno, przejrzyście, w doskonałym wyborze dramaturgicznym.” W czasie okupacji Rapsodycy zagrali jeszcze Beniowskiego, Pana Tadeusza, a także programy konstruowane z osobnych wierszy – Hymny Kasprowicza, Godzina Wyspiańskiego, Portret artysty (wiersze C. K. Norwida). Czytaj dalej „Ta nasza nad zmarłymi moc… O dwóch rocznicach rozmyślania”

O Wandzie Majtyce – opowieść wielogłosowa

Dwa co najmniej powody, ściśle zresztą ze sobą sprzężone, nakazują przedstawienie w „Scenie” wielogłosowej opowieści o niezwykłej twórczyni – Wandzie Majtyce. Pierwszy z tych powodów to aktualny fakt uhonorowania bohaterki tej opowieści Nagrodą im. Oskara Kolberga – zdarzenie prawie niezauważone, jak wszystko, co dzieje się w kulturze uważanej za mało ważny margines „prawdziwej” sztuki. Powód drugi – swego rodzaju spłacenie długu, podziękowanie za długą, bogatą w dokonania, obecność Majtyki w żywym nurcie wiejskiego ruchu teatralnego. Któż jak nie „Scena”, towarzysząca i patronująca od dziesięcioleci temu nurtowi, powinien i może podjąć się tego obowiązku. Wspomniana wielogłosowość to po prostu konieczność, bo inaczej nie da się zebrać rysów, których suma może złożyć się w szkic do portretu.

Kartki z życiorysu Pani Wandy

Urodziła się w 1936 roku w Popowicach; wybuch wojny sprawił, że cała rodzina musiała wyjechać i zamieszkała we wsi Olszanka, w Lubelskiem. Od najmłodszych lat lubiła śpiewać, jeszcze w Olszance siadywała przed domem razem z dziećmi gospodarza, by wspólnie z nimi pośpiewać. Potem, już w Po

Wanda Majtyka. Fot. Lech Laskowski
Wanda Majtyka. Fot. Lech Laskowski

powicach, gdy pasła krowy, wtórowała dziewczętom z sąsiedztwa, które znały wiele piosenek. Jak sama wspomina, miała w sobie wielką potrzebę śpiewania, więc gdy była sama na łące, powtarzała sobie zasłyszane piosenki. Głos jej rozchodził się daleko i ludzie mówili: dzioucha, śpiewaj bo ładnie ci to idzie. Czytaj dalej „O Wandzie Majtyce – opowieść wielogłosowa”

Teatr Wandy Majtyki

Zacząć trzeba od uporządkowania terenu, czyli ustalenia podstawowych faktów. Najpierwszym z nich jest ten, że w 1989 roku Wanda Majtyka, wspólnie z bratową – Edwardą Lach powołały w Popowicach Zespół Obrzędowy i ich wspólnym dziełem były przygotowane w następnych latach widowiska.

Zespół Śpiewaczo-Obrzędowy z Ożarowa – ANDRZEJKI. Fot. Lech Laskowski

Pierwsza jego obecność w sejmikowych przeglądach odnotowana została w 1991 roku – zespół przedstawił we Włoszakowicach widowisko obrzędowe Wywoziny. Trzy następne lata potwierdzają ten stan – pod wodzą żeńskiego duetu powstają i są przywożone następne spektakle. Zmiana dokonuje się w 1995 roku – w tych samych Włoszakowicach pojawia się po raz pierwszy Zespół Śpiewaczo-Obrzędowy z Ożarowa i pokazuje Wieczór panieński. To był początek ponad dwudziestoletniego uczestnictwa w Sejmikach grupy prowadzonej przez Majtykę. „Prowadzonej” to za mało powiedziane, bo była ona nie tylko i nawet nie przede wszystkim kierownikiem Zespołu. Była sprawcą jego istnienia – pisała scenariusze, reżyserowała, grała „wiodące” role. Obraz teatralnej aktywności samej Majtyki jest zresztą nieco skomplikowany, bowiem najpierw w 1998 roku, a potem jeszcze dwukrotnie, na sejmikach pojawia się również kierowany przez nią Dziecięcy Zespół Obrzędowy z Ożarowa. Czytaj dalej „Teatr Wandy Majtyki”

Ta strona używa plików cookie, aby poprawić przyjazność dla użytkownika. Użytkownik wyraża zgodę na dalsze korzystanie ze strony internetowej.

Polityka prywatności