Zawsze miałem dystans do teatralnych anegdot i dykteryjek, dotyczących żywotów artystów. Doświadczyłem ich siły rażenia w Teatrze Polskim. Po wybitnych dyrektorach Kazimierzu Dejmku i Andrzeju Łapickim, odziedziczyłem „rzadką kolekcyję motyli, będącą teraz w zastawie”. Miałem szczęście pracować m.in. z Lechem Ordonem, Wiesławem Michnikowskim, Niną Andrycz, Bogdanem Baerem, Wiesławem Gołasem, Januszem Zakrzeńskim, Ignacym Gogolewskim, Kazimierą Utratą… Próby zamieniały się często w festiwal anegdot. Miałem do nich dystans, ale słuchałem z dużą ochotą. Cieszyły mnie, nawet kiedy po raz siódmy opowiadano historie o Schillerze, Dejmku, Axerze, Eichlerównie.
„Dawny teatr w wyświechtanej anegdocie” bywał męczący, czasem zdawał się przesłaniać istotę rzeczy, jednak… W tych anegdotach, jeśli się dobrze w nie wsłuchać, była zawsze jakaś prawda, która uwypuklała zjawiska, dotykała sedna. Czasem odsłaniała coś naprawdę ważnego. Dlatego przyjąłem propozycję. Rektor Lech Śliwonik w poważnej rozmowie (rozmowy z prof. Śliwonikiem są zawsze poważne, choć często pełne poczucia humoru i ironii) zaprosił mnie do opisania anegdotycznej strony działań pedagogicznych i artystycznych Tadeusza Łomnickiego. Czytaj dalej „Ironia i głębsze znaczenie…”