Obie izby Parlamentu RP – wzorem poprzednich lat – ustanowiły literackich patronów roku 2025. Sejm wskazał Antoniego Słonimskiego – 130 lat od urodzin oraz Stefana Żeromskiego – 100–lecie śmierci; Senat – Marię Pawlikowską–Jasnorzewską – 80. rocznica odejścia i Władysława St. Reymonta – 100–lecie śmierci. W Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim odeszliśmy od corocznego „powoływania” patronów, ale przypomnienie dawnych poetyckich wielkości to obowiązek pisma patronującego ruchowi żywego słowa. Przypomnienie i zachęta do czy- tania, do mówienia.
***

A więc mamy nowy rok poetów. Osiemdziesiąt lat temu w smutnym mieście Manchester, w jeszcze smutniejszym szpitalu zmarła pierwsza poetessa dwudziestolecia międzywojennego – Maria Pawlikowska–Jasnorzewska (1891–1945). Przed stu trzydziestu laty, w rosyjskiej jeszcze Warszawie urodził się najdowcipniejszy z pięknej plejady – Antoni Słonimski (1895–1976). Dziwne czasami bywają polityczno–artystyczne wybory naszych parlamentarzystów. A to pomija się rocznice okrągłe i twórców o niekwestionowanym literackim autorytecie (casus stulecia urodzin Zbigniewa Herberta), a to znów świętuje dalekie od okrągłości rocznice pisarzy mocno już zapomnianych.
Nie znaczy to bynajmniej, że próbuję zakwestionować wartość twórczości tegorocznych jubilatów. Wręcz przeciwnie. Na pewno należy o nich przypominać, choć chwile swojej największej popularności mieli przed blisko stu laty.
Maria Pawlikowska–Jasnorzewska… Być może autor- ka pierwszych polskich wierszy, które można określić jako naprawdę KOBIECE. Przed nią poetki wchodziły zwykle w męski styl pisania, czasem nawet publikowały pod męskimi pseudonimami. Nie przypadkiem nazwano ją za Kochanowskim Safo słowieńską1. Lilka, tak bowiem mówili do niej bliscy, była mistrzynią poetyckiej miniatury, pięknie przy tym spuentowanej. Zaczynała w kręgu skamandrytów, ulegając nieco ich poetyce (tom Niebieskie migdały – 1922). Ale już w Różowej magii (1924), a szczególnie w Pocałunkach (1926) słychać jej własny ton. Ten ton znakomicie uchwycił po latach Zygmunt Konieczny, a wiersze z jego muzyką pięknie wykonała legenda polskiej estrady, niezapomniana Ewa Demarczyk2.
Pawlikowska–Jasnorzewska to poetka Miłości i Natury. Miłości i Natury z dużych liter, choć jej Miłość nie ma wiele wspólne- go z porywającym żywiołem romantyków czy paroksyzmami młodopolskich poetów. To Miłość lekka jak pióro ptaka lub powiew wachlarza, niewidoczna jak zmarszczka na wodzie, delikatna jak akwarela, chwilowa jak krzyk jazz–bandu, raniąca jak żądło pszczoły. Miłość nie na śmierć, ale na zawsze. Sceneria tej Miłości nie ma nic z dawnych egzaltacji. To nowoczesny świat głośnej muzyki, samochodów i samolotów. A Natura? Z jednej strony groźna, bo niszcząca ulotne piękno, z drugiej zaś hipnotycznie pociągająca, bo roztopić się w niej to magia: rozkosz i śmierć zarazem.
Panienka z dobrego domu, córka wielkiego malarza Wojciecha Kossaka, wnuczka pewnie jeszcze większego – Juliusza, była kochliwa i nie bała się przełamywać konwenansów. Trzykrotnie wychodziła za mąż, a przy tym ile romansów, zauroczeń i fascynacji! Ale Pawlikowska–Jasnorzewska w niczym nie przypominała współczesnych, silnych kobiet. Był w niej strach przed życiem, jakaś nuta melancholii, nieusuwalnego smutku istnienia. Jak na znanym portrecie autor- stwa Witkacego (który należał do jej do- brych znajomych): długa, subtelna twarz, wielkie oczy i łzy cieknące po policzkach. Wszystko bowiem przemija: moda, uro- da, miłość. I próżno z tym walczyć.
*

We wspomnieniach Antoniego Słonimskiego, drugiego z tegorocznych Jubilatów, widzimy Lilkę w otoczeniu tajemniczych słoików z ziołami, wśród magicznych eliksirów utrwalających młodość, choć, według zachwyconego poety, te bronie przeciw zmarszczkom nie były wcale potrzebne jej pięknej, delikatnej twarzy3.
Słonimski, jedna z najjaśniejszych gwiazd Skamandra, król literackiej kawiarni „Ziemiańska”, któremu sukcesów literackich (i finansowych) zazdrościł sam Witold Gombrowicz (choć za nic by się do tego nie przyznał). Słonimski – poeta, autor sztuk teatralnych, powieści, skeczów kabaretowych, brawurowy publicysta, mistrz felietonu, krytyk teatralny i filmowy!
Krzysztof Mrowcewicz
¹ Michał Głowiński, Janusz Sławiński, Safo słowieńska, „Twórczość” 1956, nr 4.
² Chodzi o Pocałunki – połączenie wierszy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Miłość oraz Fotografia
³ Antoni Słonimski, Alfabet wspomnień, Warszawa 1975, s. 181.